Składa się przeważnie z wymuszonych metafor wypowiadanych przez zaproszone znane osoby. Najlepiej z nich wypadł Bill Clinton, facet ma rzeczywiście gadane.
Reszta jest mniej lub bardziej bełkotliwa, jeden z gości wprost pyta się "nagrałem co chcieliście?".
Największą wadą jest na siłę wciskana poprawność polityczna, w przekombinowany sposób starająca się powiązać JC z ruchem praw obywatelskich w USA. Jest nawet fragment wywiadu z MLKJr, zupełnie nie związany z ani z muzyką ani z Coltrane'm, ale sprytnie pocięty tak, aby wydawało się, że MLKjr wspiera argumenty jakiegoś wcześniej gadającego filozofa z jakiegoś uniwersytetu z osobnym wydziałem dla czarnoskórych.
Zgadzam sie Wujek_Sylwek (spoko nick hehe). Zaprosili Clintona, jakiegos rapera, filozofa, goscia w stroju mikolaja i fana z Japonii. Ten film to wielka laurka dla Coltrana, gdzie wszyscy potrafia tylko powiedziec JOHN COLTRANE - WIELKI JAZZMAN.
Ten "gość w stroju mikolaja" to genialny saksofonista Sonny Rollins. Postaraj się zrobić jakiś research zanim coś napiszesz :)
Racja, jako fan Coltrane’a muszę przyznać, ze niektóre zabiegi w tym filmie są niezłą ustawką. Był oczywiście uduchowiony i był zwolennikiem ogólnego „peace on Earth”, ale łączenie na siłę jego muzyki i tych wypowiedzi Kinga to plastikowy ruch. Fajnie byłoby z tego dokumentu dowiedzieć się czegoś nowego. A żadnej nowości tam nie było. Dziwne, ze w biografii o legendarnym jazzowym muzyku więcej słyszymy byłego prezydenta niż współpracowników albo rodziny Trane’a.
To prawda, za dużo niepotrzebnych porównań grania Coltrane'a do mistycznych, czy też niemuzycznych spraw, rzeczy. Szczególnie rozbroił mnie ten murzyński filozof z kwiatkami na stole. Jednak trochę historii i faktów uświadczyłem w tym filmie.