Aż miło popatrzeć jak Caine kpi sobie z tych śmiesznych piwo-sekso-narko-ludków. Bez strachu, za to z charakterystyczną dla niego finezją.
Harry Brown to symbol.
Razi troszkę motyw zemsty (znowu, znowu, znowu) - ale to nie ma być dynamiczna superprodukcja, ale właśnie takie nabijanie się. Brytyjski naturalizm na plus. I aktorstwo.