Cóż więcej napisać? Film zapowiadał się na coś w stylu "Zodiac'a", a wyszła z tego niesmaczna papka. Prawie wszystko spłycone (może oprócz odsłaniania po trochę przeszłosci Deacon'a). Za mało samej zabawy w kotka i myszkę. Rami Malek wybitnie niedopasowany do swojej roli. Denzel trochę na "odwal się", Leto ratuje tu kunszt aktorski.
Zakończenie bardzo mnie poirytowało. Jak to? Glina zabił podejrzanego? I nic? I nie dowiemy się, dlaczego to robił? Dopiero po jakimś czasie doszło do mnie, że scenariusz jest jednak pisany pod życiorysy i pracoholizm policjantów, nie pod całe śledztwo. OK, może i rozumiem cały zamysł, że glina może zatracić się, szukając mordercy i wiele może ukryć, by nie ponieść konsekwencji, gdy śledztwo wejdzie mu za mocno, ale chyba i tak wolałabym standardowe zakończenie "dobro zawsze zwycięża".
O naiwności Jimiego, który uwierzył, że podejrzany zawiezie go na miejsce, gdzie zakopał zwłoki już nawet nie wspomnę.