Nie mam nic przeciwko remake'om jeżeli jest to odkurzanie filmu rzuconego dawno w kąt, a twórca ma nawet jakąś ciekawszą wizję do opowiedzenia historii na nowo, ale serio? "West Side Story" to przecież wciąż jeden ze słynniejszych musicali w historii kina, który z każdym pokoleniem zdobywa nowych fanów. Nie sądzę by był to na tyle zapomniany film by robić od razu remake.
Zresztą Spielberg i tak ostatnio udowadnia, że stracił dawno dobre chęci i zarówno przy kinie rozrywkowym, jak i oscarowym kierują nim wyraźnie cyniczne zamiary.
Pytanie czy słowo "remake" jest tu odpowiednie... To po prostu kolejna ekranizacja tego scenicznego musicalu. Kolejna ekranizacja jakiejś książki nie jest przecież automatycznie remakiem poprzednich ekranizacji; czy ze scenicznymi musicalami jest inaczej?
Po zobaczeniu trailera podbijam Twoje pytanie: wygląda na to, że wracamy do lat 60-tych. W roku 2021. Po co? Nie dało się tego przepisać na realia bardziej nam współczesne? Od czasu wydania filmu wydarzyły się np. migracje z Azji, Islam stał się dość ważnym tematem, Ameryka Południowa. A ten wyjeżdża z Irlandczykami, temat ważny jakieś sto lat temu. Bardzo się zdziwię jeżeli to będzie dobre.
Najwyraźniej nie dało. Główny wątek filmu: muzyka, zawodzi współczesnego widza. Mimo poprawnego wykonania, pięknych głosów, świetnej scenerii - z ekranu czuć ten klimat - nic tam nie zapada w pamięci, zwłaszcza melodie i piosenki, a to najgorsze chyba co można powiedzieć o filmie będącym ekranizacją musicalu. Wykonanie świetne, ale sama muzyka - zupełnie nie wiem po filmie co takiego porwało kiedyś w tym musicalu ludzi. Zupełnie. Nudne, nudne, i jeszcze raz nudne, muzyka zwłaszcza.... .
Tez bym uważała, ze muzyka z tego musicalu jest nudna, gdym pasjonowała się jakimś disco polo lub innym Ralphem Kaminskim
To by wymagało przepisania wszystkiego od nowa, bo ta historia siedzi w konkretnym okresie czasu.
Może tego aż tak nie widać w tym przypadku, ale czy sądzisz że remake Hair też można było przenieść w XIX wiek?
Siłą oryginału był pomysł zrobienia wersji wówczas współczesnej klasycznego dramatu Szekspira. 'Hair' jest związane z hippisami i Wietnamem, jakoś dałoby się zrobić edycję o wojnie secesyjnej, ale prawdopodobnie prościej byłoby napisać całkiem nową historię. W 1996 Luhrmann pokazał, że da się zrobić bardzo sensownie wersję wówczas współczesną - wobec tego trudno nazwać film Spielberga krokiem do przodu.
Weź pod uwagę, że samo "West Side Story" jest adaptacją "Romeo i Julii". Kolejne uwspółcześnienie mogłoby wyjść bardzo źle. Jeśli już, to od razu przenieść dzieło Shekspeara w nasze czasy. Tyle, że takie filmy też już powstały.
Kolejna ekranizacja tego samego to też remake. Nie ma żadnego znaczenia co jest pierwowzorem - ważne, że to nowa wersja filmu nakręconego wcześniej.
Zatem np. najnowsza wersja "Małych kobietek" jest remakiem trzech poprzednich ekranizacji tej powieści? Coś mi się nie wydaje...
Z Wiki: "Remakiem nie jest zazwyczaj nazywana ponowna adaptacja tego samego materiału źródłowego, np. sztuki, książki, opowiadania, a jedynie utwór stworzony ponownie, na podstawie tego samego, bądź do pewnego stopnia zmienionego scenariusza."
https://pl.wikipedia.org/wiki/Remake
Też z Wiki: "A film remake uses an earlier movie as its main source material, rather than returning to the earlier movie's source material."
https://en.wikipedia.org/wiki/Remake
W sumie nie ma to większego znaczenia :) Choć do wikipedii należy stosować zasadę ograniczonego zaufania. Pozdrawiam
Dzisiaj po premierze, śmiało możemy stwierdzić, że to remake, bo bezpośrednio nawiązuje do wersji z 1961 roku.
A widziałaś sceniczny oryginał? Ja nie, więc nie mogę stwierdzić w jakim stopniu nawiązuje do niego, a w jakim do filmu... Acz dwa szczególiki zauważyłem: słowa moich dwóch ulubionych piosenek, czyli "America" i "Gee, officer Krupke" w tej wersji zgadzają się z wersją sceniczną, tymczasem w wersji z 61 były zmienione.
Dla kasy.
Ale o ile będą trzymać się fabuły, powinno wyjść dobrze bo to po prostu dobry musical jest.
Wiesz, ludzie kina jasne, że pamiętają i cenią West Side Story, ale jestem w stanie się założyć z tobą że jeśli wyjdziemy na ulice i spytamy 100 przypadkowych młodych ludzi wiek 14-19 to może na 100 osób 5-10 będzie wiedziało o co chodzi. Dlatego warto co jakiś czas takie klasyki odświeżać bo może się spodoba ? Może więcej osób sięgnie po oryginał.
Nie do końca, Cabaret jest oparty na Broadwayowskim musicalu Cabaret, który jest adaptacja sztuki z 1951 'I am Camera' która w 1955 dostała swoją ekranizację:))
Dlaczego? Chętnie bym obejrzała nową wersję "Deszczowej piosenki". Ale naprawdę uwspółcześnioną, taką w stylu "Pitch Perfect". To samo z "Kabaretem". Totalna współczesność, jak "Sex Education".
Żywię ogromną nadzieję, że nie doczekamy remake'u "Deszczowej piosenki". Podobnie, jak "Amerykanina w Paryżu". Czegoś, co jest arcydziełem się nie rusza. Po prostu.
Zrobią "Kabaret" na bank. Może wówczas "Tomorrow belongs to me", śpiewane w bawarskiej piwiarni, wreszcie zostanie wykonane po niemiecku. Ta genialna scena do dzisiaj siedzi mi kością w gardle z uwagi na język. Kompletnie nie rozumiem intencji Fosse'a.
Mam nadzieje, ze Spielberg tego nie spieprzy... To moj ulubiony musical! Mam na plytach soundtrack z filmu i wersje broadwayowska.
Spielberg nakręcił ten film dla odkurzenia swojej renomy. Tok myślenia: znane i lubiane to każdy pójdzie. Jak historia o społeczności latynoamerykańskiej to oczywiście poprawność polityczna musiała dojść do głosu. Reprezentacja reprezentacją, ale ostatnio w Hollywood wykorzystuje się tą kwestię do przesady. Uwielbiam współczesne kino jednak zaczyna brakować kreatywności w hollywoodzkim kinie w poprzednich latach. Choć nie moje miliony to uważam nowe West Side Story za wielkie marnowanie pieniędzy. Na koniec: starych i dobrych drzew się nie przesadza.
Rany boskie, weźcie już przestańcie wrzucać tą cholerną "poprawność polityczną" gdzie się da. Zwykle nie mając pojęcia co ten termin właściwie znaczy, a aktualnie używany jest on w konktekście tego że komuś coś się nie podoba... przez to przestaje znaczyć cokolwiek.
Ten film jest właśnie cholernie niepoprawny politycznie - gdybyś znała znaczenie słów których używasz to byś wiedział - w zasadzie to zawsze był, bo tak musical też był kontrowersyjny i niepoprawny politycznie. W tej historii w zasadzie nie ma za wiele pozytywów, każdy obrywa trochę - jedni za to że są zbyt agresywni, nie chcą się zintegrować; inni bo są nierobami i kryminalistami; jeszcze inni za to że w sumie niewiele robią by zmienić panujące status quo.
To jest bardzo niepoprawne politycznie...
Dlaczego niby nie "wrzucać poprawności politycznej?" Przecież Spielbergowi i jego współproducentom dokładnie o to chodziło. Nawet celowo używał tej nowomodnej obelgi "Latinx" na określenie zbiorowe Latynosów i Latynosek (zamiast naturalnych dla języków romańskich słów Latino/Latina). Jest jeszcze kilka innych jego specjalne podkreślonych zdań z materiałów prasowych, w których podkreśla swoją poprawność polityczną (n.p. dlaczego kwestie hiszpańsko-języczne nie mają żadnych napisów dla niesłyszących i słabo słyszących (SDH)).
W sumie tak. Niby powtórka z rozrywki, ale tak stęskniłem się za werwą Spielberga, że przy dowolnym powrocie do reżyserskiej formy zawyżyłbym ocenę ;)
Uwielbiam, kiedy takie rzeczy jak ten komentarz źle się starzeją. To dobrze, że filmy i reżyserowie są jeszcze w stanie tak pozytywnie zaskoczyć.
Trzeba zniszczyć cywilizację białego człowieka przepisując całą jego kulturą w imię sojowej ideologii.
Po co to kreci? Bo to glosne nazwisko i na pewno przyciagnie ludzi do kina, hajs w produkcji filmow trzeba w koncu zarabiac. Na to mozna liczyc bo na pewno film dostanie oscara przynajmniej jednego bo chyba kazdy film spielberga jakiegos dostaje.