Gra mnie strasznie przybiła, przytłoczyła. Przez ten cholerny księżyc odczuwałem niepokój, jeszcze ten wyścig z czasem, nawet mimo tego, że możemy go cofnąć. Zdecydowanie bardziej mroczna niż Ocarina of Time, a po przeczytaniu pewnej teorii związanej z bohaterem i miejscem akcji tejże gry to już w ogóle. Dochodzi do tego Ben Drowned, wiem, że zmyślone, ale pozostawiło to jednak po sobie ślad w mojej głowie i ciągle wspominam to jak gram w Majora's Mask. Także gry typu survival horror mogą być straszne, ale wątpię, czy jakakolwiek z nich i jakakolwiek z gier ogólnie będzie oddziaływać na mnie tak jak Majora's Mask. Japończycy robią świetne gry, ale często jest w nich coś creepy - mogę tu wspomnieć nawet o ukrytej wiadomości w Sonic CD.
Jeszcze do wczoraj nie miałem pojęcia o istnieniu tej gry gdyby nie muzyka na jaką natknąłem się w sieci, a mianowicie album "Time's End: Majora's Mask Remixed" projektu o nazwie Theophany. I pewnie jeszcze jutro zapomniałbym o istnieniu gry, gdyby nie to co usłyszałem na tym albumie. Zdumiewający kawał pięknej i poruszającej muzyki. Aż się nie chce wierzyć, że taka muzyka powstała z inspiracji czy też do gry video, a nie do jakiegoś kasowego filmu. Niesamowicie nastrojowa, subtelna i melodyjna; i nawet nie znając fabuły dla której ją skomponowano można się autentycznie wzruszyć.
To jak wcześniej nie miałeś pojęcia o istnieniu tej gry... może teraz czas się za nią zabrać ^^
Niestety ostatnio prawie nie gram, a poza tym jestem pecetowcem, a ta gra zdaje się jest na konsolę, której nie mam. Nie wiem, nie orientuję się. Może kiedyś.